Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi matrixowo z miasteczka zduńska wola. Mam przejechane 16925.36 kilometrów w tym 7622.73 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.56 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 125958 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy matrixowo.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Teren

Dystans całkowity:7700.52 km (w terenie 6555.17 km; 85.13%)
Czas w ruchu:427:09
Średnia prędkość:18.03 km/h
Maksymalna prędkość:68.00 km/h
Suma podjazdów:93023 m
Maks. tętno maksymalne:207 (107 %)
Maks. tętno średnie:177 (92 %)
Suma kalorii:239996 kcal
Liczba aktywności:197
Średnio na aktywność:39.09 km i 2h 10m
Więcej statystyk
  • DST 37.01km
  • Teren 32.07km
  • Czas 01:36
  • VAVG 23.13km/h
  • VMAX 35.00km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • HRmax 170 ( 88%)
  • HRavg 141 ( 73%)
  • Kalorie 856kcal
  • Podjazdy 169m
  • Sprzęt Cube Acid
  • Aktywność Jazda na rowerze

MTB trening okolice zduni

Czwartek, 4 sierpnia 2011 · dodano: 07.08.2011 | Komentarze 0

Lekki w okolicach Zduni. Trochę mocniejszy niż normalnie. nic specjalnego
KOW - 5
HR zone:
106/135 - 23m - 24%
135/154 - 1h1m - 66%
154/193 - 7m - 8%
AVG cad - 88


Kategoria Teren


  • DST 63.00km
  • Teren 63.00km
  • Czas 04:34
  • VAVG 13.80km/h
  • VMAX 68.00km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • HRmax 190 ( 98%)
  • HRavg 164 ( 85%)
  • Kalorie 1460kcal
  • Podjazdy 1856m
  • Sprzęt Cube Acid
  • Aktywność Jazda na rowerze

Głuszyca 2011 MTB Maraton Powerade

Niedziela, 31 lipca 2011 · dodano: 03.08.2011 | Komentarze 0

No i nadszedł dzień jak to wszyscy określali najtrudniejszego maratonu w Polsce. Pod względem technicznym i wytrzymałościowym. I chyba tak było, mimo że dosłownie na 2-3m przed startem dowiedziałem się, że trasa została zmieniona i puszczona starą wersją nie nową, bo pogoda jaka odwiedziła nas w sobotę i w nocy mocno rozmyła szlaki, błota po kolana i w ogóle zrobiła się skala trudności poza skalę. Tak wiec moje objazdy trasy i rozpoznanie poszło w dupę :( A ja swojej dziewczynie kazałem stać z puszką Coli i bananem na rasie, że jak będę jechał to mi poda... Ale mi się później oberwało wrrr... Trudno trzeba jechać to co nam przygotował organizator. Początek trasy asfaltem jakieś 2-3 km i wjazd na szutrówkę aż do samej granicy. łatwe i bez problemu, jechałem na wysokim poziomie bo jak by to było mini to byłbym 37 na mecie. Później zjazdy do Głuszycy. Ten odcinek banalny i prosty bez problemu żadnego, chociaż miałem jedną glebę na tym odcinku, gdzie na zjeździe najechałem na pochylone korzenie, a że wszystko mokre i uświnione w błocie koła mi poszły na bok i gleba. Na szczęście nie było dużej prędkości i w miarę miękko wiec szybko się pozbierałem i jedziemy dalej w błotnym SPA :) Po dojechaniu na metę zaczęła nam się prawdziwa jazda MTB i prawdziwa pętla MEGA z wjazdem na Wielką Sowę. Początkiem szuter pod górę później zawijasy pofałdowane, bez większego problemu, ale już odczuwałem zmęczenie i wyziębienie. Wtedy uświadomiłem sobie, że jednak te dwu dniowe wypady w góry przed maratonem to był mój błąd, bo siły mi coraz szybciej odchodziły. Po dojechaniu do Sieprnicy znowu ten sam podjazd pod Sokolec. Tam już nikt nie próbował jechać. Wszyscy jak jeden mąż z buta. Po podejściu na w miarę równiejszy teren wsiadam i jadę. Zjazd, a tutaj coraz mocniej powymywane kamory, a do tego ten zjazd jest szybki. Wpadam w jakieś dziury, hamuje prawie przez kierownicę wypadam i spierdalam z tego badziewia i jadę trawą. I wpadamy na podnóże Góry Sowiej i prawdziwego MTB. A ja patrzę a tu kapeć z przodu. Ale się wkurwiłem, mój pierwszy kapeć w trakcie maratonu. No i walka z czasem. Myślę, że spokojnie 10m mi to zajęło. Jak później patrzyłem na międzyczasy, byłem wówczas około 130m a na następnym międzyczasie coś około 177. Musiałem stracić lekko 50-60 pozycji na samym kapciu... Trudno po zmianie jedziemy dalej. Widzę tych samych ludzi co wyprzedzałem wcześniej no i muszę się mordować z nimi znowu. Podjazd pod Schronisku Pod Sowia strome, wielu ludzi idzie z kapcia, ja twardo na rowerze i wjazd. Tutaj skręcamy w prawo i zjazd singlem po komorach, trawie, korzeniach w dół. Dość trudno ale wszystko w siodle. Po zjeździe właściwy podjazd pod Górę Sowią przez Kozie Siodło. I od koziego siodła dopiero zaczęły się schody. Ja już ledwo zipię dostałem w tym miejscu zapaści, znaczy się początek zapaści ale jakoś leciałem po kamorach luźnych, korzeniach, wszystko mokre w błocie, później szlak przeradza się w potok w kamorach. Masakra, myślę sobie jaki ja jestem pojebany, że takie męczarnie przechodzę. Trudno trzeba jechać, całkiem dobrze sobie radzę, widzę jak wielu ludzi idzie z buta, uślizgi koła co chwilę. W sumie nie wiele szybciej się jechało jak szło, ale twardo siedzę. Wjazd na szczyt, jestem szczęśliwy bo zaraz zjazdy. A tu zdziwko, jeszcze trudniejszy zjazd, Takie kamienie, urwiska, rynny po wodzie, korzenie i wszystko co się tylko da. Masakra, ręce odpadają od hamowania i telepania całego roweru na tym ścierwie. Dalej to już prawie nie pamiętam co się działo, bo miałem taką zapaść, że prąd mi odłączyło i ledwie co jechałem. Ale nie daję się i jakoś jadę. Wtedy użyłem pierwszy raz 3 żela na trasie maratonu. Po dojechaniu do ostatniego Bufetu gdzieś na około 50-55km nie pamiętam nawet. zatrzymuję się i mam wszystko w dupie. Jak nigdy wcześniej, bo zawsze tylko w locie łapię picie i jadę, tutaj postój i zjadam 2 kawałki arbuza, garść moreli, dwa ciastka, banana, popijam dwoma kubkami Powera, wsiadam na rower i biorę jeszcze jeden kawałek arbuza. Nic jakoś się dotelepię do mety. Po jakimś kawałku drogi doganiam jakiegoś kolegę, chwilę z nim gadam, pytam się o metę ile, on mi coś mówi, że nie wiele pamięta, ale coś około 10km. A ja boże jeszcze tyle. A przed nami jeszcze jakieś podjazdy. Boże co za męczarnia. Gdy tak przez około 5m jadę jego tempem, odzyskuję siłę i mówię, nic jadę dalej swoje i odskakuję mu. później jeszcze jakieś po trawie w błocie podjazdy, gdzie każdy tak zmordowany, że idzie z buta. Następnie jakieś zjazdy już prawie do głuszycy, a tu odbijamy w lewo w las i lecimy pod górę. Gdzieś nawet nie wiem, czy to był 40-50 czy 6okm był taki singielek, gdzie było tak mocno stromo, rynna wyryta przez wodę, naniesione masa kamieni i do tego jakieś pierdolone kołki leżą na drodze, ja zmęczony ledwo żywy, wpadam na ten kołek i OTB. ale się poobijałem. Zbieram się 1 minuta i lecę dalej :) Po przejeździe przez pola i inne duperele, dość szybkimi ścieżkami wpadamy na drogę prowadzącą do mety. Boże te ostatnie 500m do mety pod górę było zabijające. Wreszcie upragniona meta. Ufff przeżyłem. Mam dość i spadam na stadion do bufetu, na makaron i na myjkę. Wszystko byłoby ok, ale 2h czekania w kolejce na myjkę tak mnie wkurwiło, że miałem dość. A tu jeszcze około 4-5km lekko pod górkę do kwatery.
KOW - 10+2
AVG cad - 77
HR zone: tutaj będzie to w ogóle nie miarodajne, bo po zmianie koła i wychłodzeniu i brakiem łączności z Pulsometrem jebany nie naliczał i w ogóle lipa
106/135 - 30m - 14%
135/154 - 1h2m - 27%
154/193 - 2h38m - 59%

OPEN - 172/381
M2 - 68/123
Przez kapcia i jeszcze inna przypadłość co nie opisałem bo wstyd straciłem spokojnie 40-50 pozycji i około 15m :((( Trudno życie, trzeba jechać dalej. Oby lepsza pogoda i będzie lepszy wynik. Teraz do Krakowa z 3 tygodnie.


Kategoria MTB Maraton, Teren


  • DST 39.49km
  • Teren 30.58km
  • Czas 02:20
  • VAVG 16.92km/h
  • VMAX 54.00km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • HRmax 166 ( 86%)
  • HRavg 134 ( 69%)
  • Kalorie 1157kcal
  • Podjazdy 693m
  • Sprzęt Cube Acid
  • Aktywność Jazda na rowerze

MTB trening Głuszyca pętla GIGA nie pełna

Sobota, 30 lipca 2011 · dodano: 03.08.2011 | Komentarze 0

W południe wybrałem się na objazd kawałka trasy GIGA z wjazdem na Wielką Sowę. Jak się później okaże nie udane. Początek zjazd od Głuszycy i jak zwykle szukanie wjazdu na trasę. Zawsze mnie to wkurwia bo ciężko jest znaleźć to. Po krążeniu i robieniu km w Głuszycy wreszcie odnaleziony upragniony wjazd i jedziemy, Początek to szeroka szutrówka bez większych przewyższeń i wjazd na prawie Soboń, dalej to już kawałkiem pofałdowanym dojazd do Osówki i przejazd do Sierpnicy. A tutaj wyrasta góra Sokół. Normalnie zastanawiałem się co to jest :) heh. Ale próba podjazdu. Kawałek podjechałem ale podłoże tak trudne z nachyleniem, że rezygnuję tym bardziej, że nie mam zamiaru przeginać z katowaniem się i zakwaszaniem w dzień przed maratonem. Dalej już zjazd po kamorach luźnych takich, że idzie się zabić. No i tutaj moja przygoda się kończy, skutecznie pogoda się psuła i czym bliżej byłem Gór Sowich to tym bardziej padało. Jak zjechałem do podnóża góry sowiej to tak zaczęło padać, że szukałem ucieczki do domu. Pobłądziłem trochę ale dalej już samym asfaltem uciekałem przez Sierpnice i Głuszycę do domu. Jak przyjechałem, byłem tak zmoczony i zgnojony, że miałem dość na ten dzień.
KOW - 6
HR zone:
106/135 - 1h1m - 45%
135/154 - 54m - 39%
154/193 - 13m - 9%
AVG cad - 74


Kategoria Teren


  • DST 45.06km
  • Teren 45.06km
  • Czas 03:35
  • VAVG 12.57km/h
  • VMAX 61.00km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • HRmax 193 (100%)
  • HRavg 151 ( 78%)
  • Kalorie 2057kcal
  • Podjazdy 1434m
  • Sprzęt Cube Acid
  • Aktywność Jazda na rowerze

MTB trening Głuszyca pętla MEGA nie pełna

Piątek, 29 lipca 2011 · dodano: 03.08.2011 | Komentarze 0

Po przyjeździe na kwaterę w Głuszycy zastała mnie całkiem przyjemna pogoda, więc wybrałem się na trening w góry. Planowany objazd trasy MEGA, ale niestety późna godzina musiała zmusić mnie do ominięcia całkiem ciekawego odcinka, ale trudno się mówi. Trochę ogólnie błądziłem, bo trasa nie była jeszcze oznaczona, więc z mapą w ręku jak i trasą maratonu pojechałem na szlak. Na początku podjazd pod Zamek Rogowiec. Całkiem stromo jak i po luźnych kamieniach. W momencie pierwszego twardego podjazdu zaczęło mnie coś tak mocno kłuć w lewe kolano, że nie mogłem naciskać na pedały. Już myślałem, że po weekendzie i będę mógł tylko jechać po mniej stromych ścieżkach. Ale po rozruszaniu kolana i podejściu z buta odcinka około 100-200m wsiadłem na rower i pojechałem dalej. Na szczęście więcej ból kolana się już nie odezwał i byłem szczęśliwy. Po przejechaniu kilku km podjazd pod Rogowiec fajnym singielkiem a później zjazd i patrzę są strzałki. Po zastanowieniu się była to część trasy MTB Chellenge 6 dniowej etapówki... Fajnie bo akurat trasa pokrywała się z maratonem wiec mogłem spokojnie kawałkami jechać nie martwiąc się, że zgubię trasę. Dalej zjazdy i podjazdy do schroniska Andrzejówka i dalej aż do Sokołowsko. Aż mnie zdziwienie wzięło jak zobaczyłem zjazd. Chyba tam było 40% nachylenia a 30% to lekko. Do tego serpentynki, luźne kamienie, korzenie, duże i małe kamienie i uskoki. Wszystko w singielku na ledwie jeden rower i co chwilę 3x!!! na czerwno. Nic tylko z buta mi zostało zejście tego. Na samym końcu wsiadłem jeszcze na rower, ale było tak dużo korzeni i uskoki, że prawie co miałem OTB jak z katapulty. Ale się udało. Dalej już tylko podjazdy i lekkie zjazdy szeroką szutrówką do samej granicy, a następnie nie trudne zjazdy szutrówkami i singlami. Dalej dojazd do samej Głuszycy, trochę pomyliłem trasę ale jakoś dojechałem. Z Głuszycy, musiałem jeszcze dojechać do kwatery na przełaj szlakami i pojechałem czarnym w kierunku powrotnym do Zamku Rogowiec i znowu trafiłem na strzałki, myślałem, że całą drogą będę jechał jak maraton a to było MTB Chellenge i pogłubiłem się i dojechałem do tego samego miejsca gdzie wcześniej zacząłem jechać ze strzałkami, wiec musiałem znowu odbić i dojechałem do samego zamku Rogowiec, następnie, aby inna trasą pojechać jechałem czerwonym szlakiem singielkiem na ledwo jeden rower, a tu nagle przepaść stroma po mojej prawej i do tego stomizna. nic nie będę ryzykować i z buta. Dalej na rower jadę i po kawałku agrafki strome kręte i wyboiste. Kawałkiem z buta dalej na rowerze i zjazd do prawie samej kwatery, a tutaj strzałki i tędy będzie jechać maraton :) super fajna trasa... Do tego mocno się umordowałem pod koniec trasy bo strasznie wiatr wiał i jechałem wszystko pod wiatr.
KOW - 6
HR zone:
106/135 - 37m - 18%
135/154 - 55m - 27%
154/193 - 1h51m - 55%
AVG cad - 72


Kategoria Teren


  • DST 37.40km
  • Teren 32.70km
  • Czas 01:43
  • VAVG 21.79km/h
  • VMAX 33.00km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • HRmax 150 ( 78%)
  • HRavg 130 ( 67%)
  • Kalorie 825kcal
  • Podjazdy 148m
  • Sprzęt Cube Acid
  • Aktywność Jazda na rowerze

MTB trening - pstrokonie i inne

Niedziela, 24 lipca 2011 · dodano: 24.07.2011 | Komentarze 0

lekka jazda w terenie, ciężkie wcześniejsze treningi i zła pogoda skutecznie utrudniły mi regeneracje i spore bóle nóg trzeba było rozjeździć ale z małym obciążeniem w wyższej kadencji. W ogóle jazda aby tylko jeździć bez przeciążania się.
KOW - 2
HR zone:
106/135 - 1h14m - 74%
135/154 - 25m - 25%
154/193 - 0 - 0
AVG cad - 83


Kategoria Teren


  • DST 94.92km
  • Teren 47.46km
  • Czas 04:11
  • VAVG 22.69km/h
  • VMAX 45.00km/h
  • Temperatura 31.0°C
  • HRmax 190 ( 98%)
  • HRavg 147 ( 76%)
  • Kalorie 2485kcal
  • Podjazdy 420m
  • Sprzęt Cube Acid
  • Aktywność Jazda na rowerze

MTB trening - Łaskie ścieżki

Niedziela, 17 lipca 2011 · dodano: 19.07.2011 | Komentarze 0

Trening z Krzyśkiem i jego znajomymi z Łasku-kolumny. Pojechaliśmy nie znanymi nam ścieżkami w okolicy Łasku. Dojechaliśmy prwie że pod same Pabianice. super tereny z wieloma singlami. Piekne tereny na Rokietnicy i w okolicach lotniska w łasku. Chłopaki z Łasku chcieli nas chyba ujechać, ale raczej było to maloprawdopodobne tym bardziej, że mieliśmy dojazd do nich ponad 15km jak i później powrót do domu. Ładnie wyszło km i fajny trening wytrzymałościowy do tego trochę interwałowo, techniczny. Fakt, że chłopaki z Kolumny dawali czasami ostre tempo to było to chwilowe nie ciągłe więc nie mieli szans na urwanie nas... Ogólnie fajnie, do tego skwar i ponad 30 stopni.
KOW - 7
HR zone:
106/135 - 52m - 24%
135/154 - 1h38m - 39%
154/193 - 1h37m - 37%
AVG cad 78




Kategoria Teren


  • DST 31.00km
  • Teren 24.00km
  • Czas 01:30
  • VAVG 20.67km/h
  • VMAX 38.00km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • HRmax 172 ( 89%)
  • HRavg 145 ( 75%)
  • Kalorie 835kcal
  • Podjazdy 323m
  • Sprzęt Cube Acid
  • Aktywność Jazda na rowerze

MTB trening - podjazdy w Strońsku

Piątek, 15 lipca 2011 · dodano: 17.07.2011 | Komentarze 0

Trening podjazdów w strońsku - 5x po trawie obok kościoła oraz 5x po trawersie
I powrót do domu
KOW - 4
HR zone:
106/135 - 20m - 23%
135/154 - 39m - 45%
154/193 - 27m - 31%
AVG cad - 82


Kategoria Teren


  • DST 34.67km
  • Teren 21.58km
  • Czas 01:57
  • VAVG 17.78km/h
  • VMAX 42.00km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • HRmax 178 ( 92%)
  • HRavg 136 ( 70%)
  • Kalorie 1066kcal
  • Podjazdy 412m
  • Sprzęt Cube Acid
  • Aktywność Jazda na rowerze

MTB trening - podjazdy w Strońsku

Środa, 13 lipca 2011 · dodano: 14.07.2011 | Komentarze 0

Drugi trening tego samego dnia. Tym razem na rundy w Strońsku na podjazdy po trawersie i inne aby zbadać sprawę gdzie i jakie można rundy robić aby ćwiczyć podjazdy technicznie i siłowo.
KOW - 5
HR zone:
106/135 - 1h2m - 47%
135/154 - 40m - 30%
154/193 - 21m - 16%
AVG cad - 77


Kategoria Teren


  • DST 45.00km
  • Teren 38.00km
  • Czas 02:43
  • VAVG 16.56km/h
  • VMAX 66.00km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • HRmax 186 ( 96%)
  • HRavg 169 ( 88%)
  • Kalorie 1972kcal
  • Podjazdy 1570m
  • Sprzęt Cube Acid
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ustroń 2011 MTB Maraton Powerade

Niedziela, 10 lipca 2011 · dodano: 12.07.2011 | Komentarze 0

Start maratonu w Ustroniu. Oczywiście polowanie na ustawienie się w sektorze na samym początku. Po starcie oczywiście wszyscy ostro cisną bo jest po asfalcie pierwsze 5km gdzie jest lekko w górę, później dwa siodełka góra dół i ostry zjazd w dół, gdzie osiągam swoją rekordową prędkość ponad 65km/h :) hehe zajebiście się jedzie z taką prędkością. Oczywiście po tym nie długim zjeździe ostry zakręt i już tylko pod górkę na sam szczyt na Orłową. Wszystko idzie po mojej myśli jadę na swoim bardzo wysokim poziomie gdzie pomału doganiam kolejnych kolarzy i tak cały czas do zjazdów. Oczywiście i mnie wyprzedzają ale w ogóle się tym nie przejmuję i jadę cały czas swoim tempem. Wszystko w siodle, tam gdzie inni zsiadali tam ja jechałem. Za Orłową cały czas po szczytach góra dół góra dół etc. Zjazdy oczywiście jak dla mnie były wyśmienite, znałem je z wcześniejszych dni więc wiedziałem jak jechać i praktycznie na wszystkich zjazdach kogoś doganiałem i wyprzedzałem. Mimo problemów z hamulcem przednim po zmianie na tarczę 180mm i tylnym dziwnym zachowaniem :( jadę i hamuję tylko tam gdzie było to potrzebne. Fajnie się jedzie jak na zjazdach ludzie hamują tak jak ja na wcześniejszych maratonach i ledwo się staczają a ja z dużą prędkością ich wyprzedzam :))) wrażenia bezcenne :D I teraz przed nami moment gdzie wcześniej się zgubiłem i moment który przeoczyłem bez strzałek bym chyba w życiu nie zauważył. Przepiękny singielek od zwanego wcześniej bufetu Trophy do samego szczytu Grabowa w zasadzie lekko pod górkę omijający Salmopol. Ale on jest tak przepiękny ładny i techniczny, że porównywalny i nawet nazwał ładniejszym od tego co pokazał mi Krzysiek przed Klimczokiem. Super, banan na twarzy cały czas. Do tego fajnie, bo były momenty do wyprzedzania, gdzie oczywiście skorzystałem i wyprzedziłem z 3 uczestników. Dalej już po dojechaniu do czarnego szlaku i jeździe po szczytach w miarę płasko i bez problemu dojazd do rozwidlenia MEGA/GIGA zjazd do drogi asfaltowej, krętą stromą ścieżką gdzie masa luźnych kamieni mocno zwalniała innych uczestników. Ja chyba miałem szczyt formy i szczyt pewności psychicznej zapierdzielałem tymi zjazdami niemiłosiernie. Wyprzedziłem chyba z 20 innych kolegów i koleżanek z trasy - uczucie jazdy, wyprzedzania i cały czas lawirowania między korzeniami kamieniami zakrętami BEZCENNE!!! :P. Na żadnym jeszcze maratonie nie czerpałem tyle przyjemności ze zjazdów :D Do tego ustawienie amora na bardzo czułego. Spuściłem jeszcze 5PSI z niego gdzie dało mi spore uczucie komfortu poprzez braku bólu dłoni. Akurat mogłem to zrobić bo znałem trasę i wiedziałem, że nie ma w zasadzie miejsca gdzie by się go mogło dobić. Super sprawa. Do tego na samym końcu zjazdu, wjazd na asfalt, stał Grzegorz Golonko i kierował ruchem jak pokazywał gdzie jechać :) Super sprawa widzieć organizatora na trasie, który jest zaangażowany w swoje dzieło a nie nastawiony tylko i wyłącznie na kasę...
Dojazd Asfaltem dał mi czas na dojście do siebie, chwilę odpoczynku, lekko w dół i można było spokojnie bez mocnego obciążenia cisnąć na blacie. Dojazd do zakrętu w lewo (początek podjazdu na Równicę) bufet - szybka butelka Powerade i początek mozolnego podjazdu na Równicę. Początek asfaltem więc spokojnie mogłem na końcu asfaltu zjeść drugiego żela aby mieć siłę na podjazd pod Równicę. W pewnym momencie fajna dziołuszka rozmawia przez telefon z jakąś koleżanką :P Wymiana kilku zdań, hehe prosiła mnie o jakieś jedzonko, bo chyba trener nie kazał się jej zatrzymać na bufecie i musiała bez zatrzymania jechać dalej, niestety z braku nie mogłem jej pomóc ale chciałem jej dać żela, niestety odmówiła... Tak więc podziękowaliśmy sobie i pojechałem dalej swoim tempem. Dojazd do tego samego ostrego podjazdu po szutrowej drodze. Dościgam jednego kolegę, z którym się tasowaliśmy przez cały podjazd, i z buta 20-30m w górę po kamorach i nachyleniu około 20%. W tym momencie Chłopaki z GIGA, czołówka, jedzie ten podjazd w siodle (Brzózki + ktoś z Mroza). Dalej już ok i znowu ten sam właściwy podjazd pod równicę, brak sił i brak chęci mordowania się z tym podjazdem z buta (szybciej). Dalej już tylko dojazd do szczytu i zjazd do samego Ustronia i mety. Kolejny zjazd z wielkim bananem na twarzy. Ostro szybko po kamorach, do tego belki przecinające trasę w poprzek dawały mi sporego stracha, bo mogłem łatwi załapać kapcia przy takiej prędkości. Ale jakoś się udało, nie pamiętam dokładnie ilu wyprzedziłem ludzi na nim, ale pewnie już nie wielu, bo stawka była mocno rozciągnięta. Dalej ostre hamowanie przed momentem z błotem i trzema !!! na czerwono. Fakt dobrze oznaczone bo jedna belka była tak mocno śliska, że prawie orła wywinąłem. Ktoś za mną jechał i koleś po moim poślizgu co stał na poboczu krzyczał ostrożnie itd... Po kawałku mocno błotnym zjazd na asfalt i znak 4km do mety. Ostro ciśnie się bo z górki i siodełka i pod górkę, z blatu z rozpędu. Jeden koleś co go wyprzedziłem na zjeździe z Gomoli dochodzi mnie i daję mu się wyprzedzić. Dalej siadam mu na kole i jedziemy tak razem z górki później końcówka po płaskim i lekko pod górkę. Niestety popełniłem błąd na samym końcu asfaltowej prostej, nie pomyślałem,że jeszcze runda po trawie na boisku nas czego. Daję bieg w górę wstaję na pedały i go wyprzedzam, a tu niemiłe zaskoczenie, wjazd na stadion przez furtkę :( LOL i krawężnik. Ostro po hantlach i tracę siłę i motywację i w ogóle wyzionąłem ducha na finiszu. Ledwo się mieszczę w furtkę z dużą prędkością bo nie wyhamowałem prawie - Koła zablokowane... Za to fajnie się czułem jak obaj na stojąco ostro się ścigamy jak na finish'u Tour de France :) i ludzie klaszczą etc. Niestety ten błąd mnie sporo kosztował sił i po wjeździe na płytę boiska po trawie brak sił i kolega z Gomoli mnie wyprzedza a ja już nie mam czym docisnąć i odpuszczam, mogłem zostawić ten atak na sam koniec i prostą na boisku. Niestety brak poprawnego rozpoznania wjazdu na metę i finishu. Trudno, człowiek uczy się na własnych błędach.
Maraton w Ustroniu uznaję za mega osiągnięcie ze względu na wynik jaki osiągnąłem. Jak na tą chwilę mój najlepszy wynik górski tylko 45m starty do pierwszego, gdzie wcześniej było po około półtora godziny. Do tego masakryczna satysfakcja ze zjazdów - Nikt mnie na nich nie wyprzedził, za to ja masę ludzi wyprzedziłem na nich. NAJLEPSZY WYNIK:

czas: 02:43:04
103/437 Open
47/130 M2

KOW - 10
HR zone:
106/135 - 26sec - 0%
135/154 - 11m - 7%
154/193 - 2h32m - 93%
AVG Cad 76


Kategoria MTB Maraton, Teren


  • DST 27.21km
  • Teren 27.21km
  • Czas 02:45
  • VAVG 9.89km/h
  • VMAX 41.00km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • HRmax 193 (100%)
  • HRavg 150 ( 78%)
  • Kalorie 1758kcal
  • Podjazdy 1160m
  • Sprzęt Cube Acid
  • Aktywność Jazda na rowerze

MTB trening Ustroń - Klimczok - pętla GIGA

Sobota, 9 lipca 2011 · dodano: 12.07.2011 | Komentarze 0

Po wcześniejszym dniu i nie wypełnieniu planu zrobienia pętli GIGA od samego rana jak tylko wstałem myślałem jak tu zrobić podjazd na Klimczok (najwyższy szczyt GIGA jak i trasa z jednego dnia Trophy - oczywiście tylko część :P) bez przeciążenia się i zakwaszenia na maksa przed maratonem, więc decyzja dojazd autem do Brenny i wjazd na pętlę GIGA niebieskim szlakiem. Początek asfaltem pod dużym nachyleniu, dalej wjazd na szuter i kamienie i dojazd na szczyt Kotarz. Masa turystów pieszych :D. Dalej już czerwony szlak, którym jechałem razem z Krzyśkiem. Ten szlak widać również jak dzień wcześniej mocno rozjechany i o 30% łatwiejsze zjazdy i podjazdy ze względu na mniejsza ilość kamieni i widoczna ścieżka do jechania z wyższymi prędkościami. Dalej zajebisty singiel po trawersie i dojazd do właściwego podjazdu na Klimczok. sporo, bo ponad 500-600m w pionie na samym tym podjeździe. Początek po masakrycznych płytach, których nienawidzę. Do tego początek na tych płytach tak stromy, że na odciniu 20-30m poddaje się prowadzę bo mnie po prostu wkurwiają te płyty z dziurami na 10cm. dalej już czuję jakąś niemoc, trudno mi się przeciąga korby i na kolejnym sztywnym 20% podjeździe z kamieniami i trudnym momencie schodzę. Po prostu w ten dzień chciałem się oszczędzać i nie zakwaszać (co przyniosło spore korzyści na niedzielę). Następnie odsłonięty podjazd w szczerym słońcu +30 stopni w cieniu daje nieźle w kość ale daje radę bo nie ma ostrego podjazdu. Dojechanie do schroniska pod Klimczokiem, zjazd w dół i właściwy podjazd pod Klimczok czarnym szlakiem i chyba tam było ponad 30% nachylenia. Pchanie z buta, gdzie ledwo podchodzę z rowerem. Na szczycie masa ludzi opalających się trawce. Ja szukam cienia. odpoczywam, robię kilka fotek i patrzę którym szlakiem mam zjechać. Początek lekko w dół, gdzie wpadam na lekkim łuku na jakiś kamień czuję mocne odbicie koła dochodzi się do krótkiego ale ostrego podjazdu po wielkich luźnych kamieniach nie daję rady jechać, schodzę z roweru 30 sek i patrzę kapeć :) LOL czemu mam założoną jakaś pancerną 200g gumę. Trudno na spokojnie bez stresu zmieniam laćka i szukam dziury, dziwne bo dziura od środkowej strony dętki. Zakładam, że musiałem dobić koło widocznie za małe ciśnienie. Dobijam do 40 PSI (zawsze w górach mam około 30-35PSI max) i jadę dalej. Coraz bardziej strome zjazdy i masa luźnych kamieniu. Wtedy zorientowałem się czemu ludzie na forum pisali, że znowu masakryczny zjazd do Brennej :) gdzie łapy odpadają:) ja takie lubię, musi być wyzwanie. Bez problemu jadę w dół, gdzie w pewnym momencie trasę koncentrację i ledwo co wywaliłbym OTB na stromym zjeździe gdzie podłoże mocno wyżłobione w rynnę od wody i zatrzymuję się. Chwila opanowania wsiadam na rower i jadę dalej. rozwidlenie i ostatni zjazd do Brennej czarnym szlakiem (maraton tamtędy i Torphy nie jechało, chociaż nie wiem czemu, ale bardzo trudny ze względu na nachylenie w dół singielkiem. Na samym końcu znowu rowy wyżłobione przez wodę na głębokość 30-40 cm, wybrałem złą stronę i niestety gleba, dobrze że mała prędkość i w miarę kontrolowany upadek. Sprowadzam rower 10m i jadę dalej. Teraz już tylko przejazd przez Brenne i do auta. Obmywam się chyba w Wiśle gdzie masa ludzi opala się kąpie. I pakowanie. Dodam, że w Brenna to mała wiocha a lepsze knajpy z jedzeniem niż w Ustroniu :)
KOW - 6-7
HR zone:
106/135 - 38m - 20%
135/154 - 54m - 30%
154/193 - 1h23m - 50%
AVG cad 64


Kategoria Teren